Plac kataloński i jego sekrety

Napisał Piotr
11 min. aby przeczytać

Kiedy pierwszy raz odwiedziłem plac kataloński, ciężko było mi uwierzyć, że to właściwie środek miasta. Co prawda plac jest sporych rozmiarów, ale nigdy nie uważałam go za najbardziej reprezentacyjne miejsce. Być może dlatego, że ja w tym mieście nie znajduję takiego typowego centrum, jakie znam z polskich miast. Nie ma tu centralnego placu czy głównego rynku, jakie pamiętam z Krakowa czy Wrocławia. Pod tym względem Barcelonie bliżej do Warszawy gdzie życie mieszkańców toczy się w poszczególnych dzielnicach. W sumie nie ma się czemu dziwić; w końcu Barcelona to również stolica, tyle że Katalonii i … Morza Śródziemnego!

To miasto ma czarodziejską moc, wie pan o tym, Danielu? Zanim się człowiek obejrzy, wejdzie mu pod skórę i skradnie duszę.

Carlos Ruiz Zafón, Cień wiatru

Mimo tego, że plac kataloński początkowo nie zrobił na mnie większego wrażenia, okazał się jednym z najważniejszych punktów na mapie miasta. To tędy przechodzi większość manifestacji odbywających się w Barcelonie oraz to właśnie stąd turyści mogą dostać się na lotnisko. Plac kataloński stanowi również swoisty pomost między dwiema najważniejszymi ulicami katalońskiej stolicy. Łączą one starą, średniowieczną część Barcelony z nowoczesnymi dzielnicami słynącymi z XIX-wiecznej zabudowy, która od ponad stu lat zachwyca świat.

Jednak Plac Kataloński miał się okazać dla mnie zdecydowanie ciekawszym miejscem, niż mogłem to początkowo przypuszczać. Skrywał on bowiem pewien sekret, a ja uwielbiam sekrety!

Poranek

Dzień był wyjątkowo rześki jak na tę porę roku, i jak na kataloński klimat. W Barcelonie taka pogoda to rzadkość. W końcu cała Hiszpania znana jest z tego, że jest tu niebywale słonecznie i ciepło.

– Zimno! –  powiedziałem do siebie w myślach, pocierając dłonie, aby nieco się rozgrzać.

Plan na dziś był prosty: poznać centrum miasta. Po przyjeździe do nowego miejsca wypada przecież dowiedzieć się przynajmniej, gdzie jest jego centrum i spróbować nieco lepiej poznać to serce metropolii.

Wysiadłem z metra na stacji Catalunya i skierowałem się do wyjścia z podziemi. Zacząłem przeglądać mapę, a  w mojej głowie mnożyły się pytania: w kierunku którego wyjścia z metra powinienem iść? Gdzie znajduje się morze? Gdzie zlokalizowany jest mój nowy dom? Gdzie szukać Starego Miasta?  Pozostawała też najważniejsza wątpliwość: w którą stronę powinienem skierować się na początek?

I tak, z głową pełną pytań, wyszedłem na Plac Kataloński!

Plac Kataloński

Plac wydał mi się stosunkowo niewielki, choć ruch uliczny był  tu całkiem spory. Tłum przemierzający przejścia dla pieszych wokół placu przypominał morską falę, która raz po raz przelewała się z jednego chodnika na drugi, zalewając przy tym część jezdni zarezerwowaną dla pieszych. Fala znikała następnie u wejścia do metra, po czym wraz z mnóstwem ludzi wychodzących ze stacji podziemnej kolejki wydostawała się znów się  powierzchnię i zalewała uliczne przejścia otaczające plac.

Środek placu rozczarowywał. Nie było tam nic interesującego. Duża, pusta przestrzeń stanowiła dom dla setek gołębi. Za to obrzeża placu od razu przyciągały wzrok. Znajdowała się tam między innymi dziwna rzeźba.

Wyglądała niczym schody, ale jakby odwrócone, wyryte w wielkim bloku skalnym. Całość umieszczona była na dziwacznym postumencie. Za nim usytuowano jeszcze sadzawkę wypełnioną wodą.

– Hmm, dziwna nieco ta rzeźba –  pomyślałem, kierując się w jej stronę. Postanowiłem przyjrzeć się jej bliżej.

Francesc Macia – przeczytałem. –  Prawdę powiedziawszy, nie miałem pojęcia, kim jest ów Pan  Macia. Nie miałem też pojęcia, kto wpadł na pomysł, aby wybudować mu taki właśnie pomnik. Dzieło, trzeba przyznać, dość oryginalne.

Wyjąłem telefon i zrobiłem pierwszą fotkę. Zamierzałem w domowym zaciszu lepiej przyjrzeć się historii tego miejsca.

Gdy stanąłem na środku placu, moim oczom ukazała się ogromna liczba gołębi. Dokarmiane były zarówno przez dzieci, jak i turystów. Widok małych dzieci, na których siedziały całe stada ptaków , wywołał u mnie uśmiech.

– Trochę jak w Krakowie – rzuciłem sam do siebie, wspominając spacery po tym niesamowitym mieście z największym w Europie rynkiem.

Stojąc na środku placu, przestałem zauważać jeżdżące wokół samochody i przechadzających się ludzi. Czas biegł tutaj  bardzo spokojnie, pomimo że było to centrum miasta! Niesamowite uczucie spokoju wypełniało to leniwe popołudnie. Można było się w nim bez reszty zatracić.

Po dłuższej chwili przyglądania się gołębiom, ruszyłem dalej zwiedzać plac kataloński. Dostrzegłem rozmieszczone na nim rzeźby: a to statuę siedzącego mężczyzny, trzymającego figurę Matki Boskiej na kolanach; a to jakiegoś rycerza na koniu; a to znów dziwne tarcze herbowe. Nie znałem wówczas ani historii tego miejsca, ani znaczenia tych rzeźb, choć czułem, że są one  pewno czymś ważne i symboliczne dla mieszkańców miasta. Każdą z rzeźb skrzętnie fotografowałem, gdyż miałem plan, aby później w domowym zaciszu sprawdzić, co owe dzieła przedstawiają; komu zostały dedykowane i z jakiej okazji zostały umieszczone na Placu Katalońskim. Wszystkich rzeźb naliczyłem aż dwadzieścia dziewięć!

Szybko okazało się, że na placu znajdują się nie tylko rzeźby! Moją uwagę zwróciła też fontanna usytuowana w jednym z narożników.  Dzieło to było charakterystyczne, ponieważ obramowanie basenu fontanny ozdobione było rzeźbami małych dzieci, a na ścianie umieszczonej wewnątrz wodotrysku  widniały dwie splecione ze sobą ryby. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, jak duże ten symbol ma znaczenie.

– Pewnie jakaś fontanna rybacka –  pomyślałem, robiąc kolejne zdjęcie.

Przyglądałem się również budynkom znajdującym się wokół placu. Część z nich zajmowały sklepy lub galerie handlowe.  W pierwszej kolejności zwiedziłem – a jakże by inaczej! – dom handlowy El  Corte Ingles!

Dom handlowy przypominał mi znane z dzieciństwa Polskie Domy Centrum. Tego rodzaju sklep jest jedynym typem galerii handlowej, który jestem w stanie zaakceptować. Setki małych butików i stoisk zostały rozmieszczone na ogromnej przestrzeni dziewięciopiętrowej  galerii. Można tu dostać właściwie wszystko, poczynając od ubrań, przez sprzęt gospodarstwa domowego czy elektronikę, po wycieczki do egzotycznych krajów. Podczas tego zakupowego szaleństwa człowiek może zgłodnieć, więc przezorne kierownictwo sklepu zadbało również o odpowiednie zaplecze gastronomiczne. Na najniższych piętrach domu handlowego umieszczono więc stoiska z żywnością, a na  dziewiątym piętrze ulokowano niesamowitą restaurację.

A że właśnie nastała pora, kiedy zwykle robię się głodny, postanowiłem coś przekąsić. W tym celu udałem się na powyższe piętro galerii. Food cort urządzony był niesamowicie. Po obu stronach dużej sali znajdowały się niewielkie stoiska, gdzie na bieżąco przygotowywano jedzenie dla klientów. Wybór był ogromny; poczynając od pizzy, makaronów, sałatek, poprzez owoce morza, paelle, burgery, a na sushi i innych przysmakach kuchni azjatyckiej kończąc. Do tego dochodziła wielka liczba deserów oraz napojów. Dzięki tak bogatemu wyborowi dań każdy mógł skomponować swój obiad idealny. Również ceny okazały się bardzo atrakcyjne – czego można było chcieć więcej! Ale okazało się, że to dopiero połowa atrakcji, jeśli nie jedynie ich 30%! Kiedy wchodziłem do tej wyjątkowej restauracji, zupełnie nie zastanawiałem się, dlaczego została ona umieszczona na dziewiątym piętrze. Zrozumiałem to, gdy wszedłem do restauracyjnej sali. Jej ogromne okna wychodziły wprost na Plac Kataloński! Trzymając w ręku swoją tackę, na z której uśmiechała się do mnie smakowita  paella, udałem się  do wolnego stolika ustawionego tuż przy szybie.

Nie czekając, zająłem miejsce, ale zanim zacząłem jeść, wyjrzałem przez gigantyczne okno.

– Wow, uwielbiam takie widoki! – pomyślałem, uśmiechając się do siebie.

Z restauracji rozpościerał się zapierający dech w piersiach widok na miasto i cały Plac Kataloński!

– Fajne to miasto – powtarzałem sobie, spoglądając w dół na plac i na rzekę ludzi, która raz po raz przelewała się z jednej strony ulicy na drugą.

Wtem zauważyłem coś bardzo intrygującego! Był to  tajemniczy symbol, który od razu przykuł on moją uwagę! Na środku placu znajdowała się bowiem gwiazda, z której promieniście wychodziło sześć linii połączonych ze sobą okręgiem!

– Gdzieś już widziałem taki symbol! – powiedziałem do siebie. – Ale gdzie? – nie mogłem sobie przypomnieć ani miejsca, ani tego, co oznaczała ta dziwna zębatka.  Na pewno był to ważny emblemat – tego byłem pewien!

Zdałem sobie sprawę, że miasto to jest nie tylko bardzo ładne, ale także intrygujące. Jego przestrzeń wypełniają symbole i sekretne znaki, które watro odkryć i zrozumieć.

W domu czyli bliższe spojrzenie na plac kataloński

Po przechadzce wróciłem do domu i zacząłem przeglądać zrobione na Placu Katalońskim zdjęcia. Okazało się, że plac jest istnym muzeum rzeźby na wolnym powietrzu.

Szukając informacji o umieszczonych tam posągach, dowiedziałem się, że dziwne schody poświęcone   to dzieło wielkiego katalońskiego rzeźbiarza Josepa Marii Subirachsa (tego samego, który wykonał część kościoła Sagrada Familia). Sam Macia okazał się politykiem i bardzo ważną postacią w historii regionu. W latach 30. XX w. był on przewodniczącym Generalitatu (tutejszego rządu) i proklamował Republikę Katalońską (niestety, nie udało się utrzymać jej do dzisiaj). Założył również partię polityczną Esquerra Republicana de Catalunya –Republikańska Lewica Katalonii, która jest ciągle obecna na hiszpańskiej scenie politycznej, a obecnie współrządzi nawet Hiszpanią!

Przeglądając zdjęcia uświadomiłem sobie, że w czasie przechadzki po placu nie zwróciłem uwagi na to, że w sadzawce za dziwnym monumentem umieszczono posąg kobiety.

Z pomnikiem tym wiąże się ciekawa historia z początków XX w. Kiedy  rzeźbę postawiono na Placu Katalońskim wywołała ona wielkie zgorszenie wśród mieszkańców miasta. Przyczyną oburzenia była nagość posągu. Powszechna kontestacja sprawiła, że monument usunięto z placu I tak zakończyłaby się pewnie kariera nieszczesnego posągu w przestrzeni miejskiej,  gdyby nie to, że Barcelona była wówczas organizatorem Wystawy Światowej (poprzedniczki dzisiejszego Expo). W noc poprzedzającą uroczyste otwarcie wystawy zdecydowano o umieszczeniu rzeźby na jej dawnym miejscu. Ruch ten okazał się strzałem w dziesiątkę – posąg odniósł gigantyczny sukces. Obecnie na placu znajduje się kopia tej rzeźby, a jej oryginał umieszczono w ratuszu, aby nie niszczyły go warunki atmosferyczne. Dziś nagość alabastrowej kobiety nie szokuje. Więcej, gdyby obecnie ktoś oburzył się jej wyglądem, zostałbym niechybnie wyśmiany.

Kolejne zdjęcia uświadomiły mi, w jak niesamowity sposób Plac Kataloński i jego rzeźby opowiadają o kulturze i tradycji Barcelony, jej związkach z innymi ośrodkami regionu oraz o jej odziaływaniu na historię i kierunki rozwoju całej Katalonii. Jako przykład warto tu podać grupę posągów wyobrażających prowincje regionu: morską Tarragonę, rolniczą Gironę i przemysłowo-handlową Barcelonę.

Ciekawie zaczęło się robić, kiedy wziąłem się za wyszukiwanie  informacji na temat fontanny umieszczonej na placu:

– Tego się nie spodziewałem! – wykrzyknąłem, kiedy wreszcie udało mi się dokopać do strony opisującej dziwną fontannę z dziećmi znajdującą się w jednym z narożników Placu Katalońskiego.

Wyczytałem, że fontanna ta przedstawia … narodziny Wenus, bogini miłości! Zgodnie z opisem Wenera otoczona jest cherubinami, które przynoszą swojej pani kosze pełne owoców. Zaraz, zaraz…tylko, gdzie właściwie szukać samej Wenus? Przecież na fontannie nie było żadnej kobiecej postci!

– „Bogini symbolizowana jest przez wielką muszlę oraz dwie duże  ryby splecione ze sobą” –  przeczytałem. Fakt, na ścianie fontanny można było dojrzeć ogromną muszlę i wspomniane ryby.

– ,,Woda z fontanny wpada do kolejnych basenów, z których dwa pierwsze dodatkowo ozdobione są wyobrażeniem piany morskiej. Symbolizuje ona krew Urana, która po połączeniu się z wodą, dała życie Wenus” – czytałem dalej, nie mogąc wręcz uwierzyć, że taka niepozorna fontanna  umieszczona gdzieś na skraju Placu Katalońskiego może mieć tak bogatą symbolikę! To tylko potwierdza,  jak wiele niebanalnych historii można opowiedzieć przy pomocy rzeźby.

A jako że Barcelona to miasto bardzo stare, którego siłą i duchem jest sztuka oraz artyzm, to znaki i symbole można tu spotkać na każdym kroku. Wiedziałem już, że staną się  one moją codzienną pasją, a miasto będzie odkrywało przede mną nowe emblematy prawie każdego dnia.

Największym – dosłownie i w przenośni – symbolem Placu Katalońskiego okazała się, wielka gwiazda znajdującą się na jego środku! Tutaj na nic się zdało zwykłe przeczesywanie Internetu. Aby rozwiązać sekret tego znaku, musiałem udać się do lokalnej biblioteki. Przeglądając literaturę dotyczącą Placu Katalońskiego, znalazłem w końcu objaśnienie tego symbolu.

Nie myliłem się, już go wcześniej widziałem!

USA – 1905 r.

Był 23 lutego. W pokoju na siódmym piętrze, przy dużym, dębowym adwokackim biurku siedział Paul Harris. Ubrany był jak zwykle w szykowny garnitur. Poprawił delikatnie okulary, po czym skierował pytanie do siedzących w pokoju mężczyzn:

– Panowie, czy przemyśleliście moją propozycję? – spytał.

– Tak, zróbmy to! – odpowiedział jeden z nich.

– Dobrze, w takim razie powołujemy do życia nasz klub i w ramach jego działalności zajmiemy się poprawą jakości życia w mieście – powiedział Paul.

– Dobrze, czym zajmiemy się na początek? – zapytał drugi z mężczyzn.

– Proponuję, aby naszą pierwszą inicjatywą było poprawienie jakości toalet publicznych –zaproponował kolejny z nich.

W ten sposób na początku dwudziestego stulecia, Paul Harris powołał do życia organizację, której głównym celem miała być „służba na rzecz innych ponad własną korzyść”. Organizację, która na dzień dzisiejszy liczy ponad dwa miliony członków, spotykających się co tydzień, aby krzewić ideę tej właśnie służby. Ten wyjątkowy klub za swój symbol przyjął koło zębate. Miało ono nawiązywać do corocznej zmiany stanowisk w organizacji. Wspomniana rotacyjność stanowisk zaważyła na tym, że zrzeszenie nazwano klubem Rotarian. W przeszłości jego członkowie przysłużyli się bardzo rozwojowi Barcelony, stąd dla uczczenia ich trudu na Placu Katalońskim umieszczono emblemat organizacji.

Teraz miałem już pewność, że to miasto zaskoczy mnie jeszcze nie raz, a ilość sekretów, ukrytych znaków oraz symboli jest w nim nieograniczona. Tak rozpoczęła się moja przygoda i odkrywanie tajemnic magicznej Barcelony!

Przewodnik po Barcelonie

Jeśli z kolei wy wybieracie się do Barcelony, to koniecznie sprawdźcie nasz przewodnik po Barcelonie (w wersji cyfrowej!) Specjalnie przygotowane trasy poprowadzą was po ulicach Barcelony, odkrywając przed wami tajemnice i sekrety miasta Gaudiego!!!

Planując wyjazd do Barcelony, posłuchaj mojego podcastu lub jeśli zastanawiasz się co robić na miejscu, sprawdź mój kanał na YouTube!